5 zaskakujących przypadłości po porodzie.

Do porodu i połogu przygotowujemy się czytając książki, przeglądając strony w internecie, czy też chodząc do szkoły rodzenia. Myślimy, że wiemy już wszystko, że jesteśmy przygotowane na to co się stanie. Czy jednak na pewno?


5 rzeczy, które mnie zaskoczyły po porodzie:

1. Opuchnięte nogi.

Tak – to jest rzecz, która mnie zaskoczyła najbardziej. Wiadomo, pod koniec ciąży praktycznie każdej kobiecie puchną nogi. Ale żeby były obrzmiałe i opuchnięte, aż po sam (za przeproszeniem) tyłek? I to tak opuchnięte, że wyglądały jakbym ważyła przynajmniej 120kg. Niestety nie mam dobrego zdjęcia, tylko takie rozmazane, ale oddaje w pewnym stopniu ogrom opuchlizny:

Tak, więc przygotujcie się, że na kilka dni staniecie się słonicą.

2. Od razu dostajesz dziecko i radź sobie z nim.

Dziewczyny rodzące naturalnie od razu po porodzie dostawały swoje dzieci. Ledwie żywe musiały, zamiast dochodzić do siebie, oraz karmić, przewijać i przebierać.

Ja miałam cesarskie cięcie i dziecko dostałam po kilku godzinach. Ledwie doprosiłam się pielęgniarek, żeby jeszcze zabrały małego, bo jeszcze nie czuję nóg i nie wstanę, jak będzie czegoś potrzebował.

3. To, że przygotowałaś się na poród siłami natury, wcale nie oznacza, że tak się skończy.

Tak, tak. W ciągu kilku chwil, gdy tylko z dzieckiem zadzieje się coś złego wiozą cię na blok operacyjny. A ty budzisz się po kilku godzinach z wielką raną na brzuchu. Pierwsze o co pytasz, to „co z maleństwem”.

Do porodu nie da się przygotować, każdy wygląda inaczej i żadnego nie da się do końca przewidzieć.

4. Poród to pikuś w porównaniu do początku połogu.

Jak powiedziała mądra położna podczas zajęć w szkole rodzenia „W porodzie najpiękniejsze jest to, że kiedyś się skończy”.

Po kilku/nastu godzinach cierpień w końcu mamy swoje szczęście w rękach, ale nie zdążymy się nacieszyć. Nagle otoczka biednej ciężarnej, której nie wolno podnosić ciężkich rzeczy i której trzeba ustępować miejsca w tramwaju, pęka. Dostajesz dziecko, które jest bezbronne i którym trzeba się zająć. A sama, kilka godzin po porodzie, jesteś ledwo żywa. Nie masz siły, boli cię wszystko.

Ja przez pierwsze dni spałam prawie na siedząco, bo z żywą raną na brzuchu nie byłam w stanie sama wstać z łóżka. Ba, wstawanie z łóżka wyglądało tak, że musiałam się sturlać z niego na kolana i dopiero później powoli wstać.

Rana na brzuchu boli i ciągnie, pokarmu w piersiach jeszcze nie ma, a mały wygłodniały Bąbel tego nie rozumie i drze się w niebogłosy.

Do tego myśl o nadprogramowych kilogramach i obwisłym brzuchu również nie pomagają się cieszyć Małym Skarbem.

Na szczęście taki stan szybko mija i po około 2 tygodniach od cesarskiego cięcia, można powiedzieć, że kobieta dochodzi do siebie 😉

5. Prześladujące myśli „I po co mi to było?”, „Będziesz jedynakiem!”

Od porodu minął ponad miesiąc,  a takie myśli co jakiś czas wracają jak bumerang. Maluch krzyczy, nie wiem co z nim zrobić. Po kolei zmieniam pieluchę – nie to, karmię – nie to, odbijam – też nie. A może chce być ponoszony na rękach? Och, jednak nie. Może chce do taty? – pudło. W końcu, przychodzi ostatnia myśl. Może chce wody? BINGO! po 2 godzinach ryku dostaje pić, później smoka i usypia w ciągu pięciu minut. Bąblu, czemu nie ma do ciebie instrukcji obsługi?

To moja subiektywna lista rzeczy, których nie spodziewałam się po porodzie. A jaka jest Twoja?


Dodaj komentarz